Gold skinął głową. Istotnie, wyprawa do granic Bezimiennego Obszaru była jego własnym pomysłem.

Gold skinął głową. Istotnie, wyprawa do granic Bezimiennego Obszaru była jego własnym pomysłem. Nadtysięcznik R.W.Ambegen, stary komendant Legii Grombelardzkiej w Grombie wcale nie ukrywał, że w jego oczach te przedsięwzięcie nosi wszelkie znamiona niemądrej kłótni. „Po co? - pytał. - Po co chcesz angażować siły stołeczne do załatwiania spraw w okręgach Riksu i Badoru?”. Gold tłumaczył, że wie o zbójeckich kryjówkach przy granicy Obszaru. przedstawił podrabiane dowody. oraz fałszywych œwiadków... „prawidłowo - rzekł na koniec Ambegen. - Jesteœ cenionym i odpowiedzialnym oficerem, muszę poważnie potraktować twoje racje. Zgadzam się na tę wyprawę, masz tutaj rozkazy dla komendantów Riksu i Badoru. Lecz nie chcę, Gold, żebyœ miał mnie za głupca, a więc prywatnie ci powiem: otóż sądzę, że masz tam do załatwienia jakieœ własne sprawy. oraz ostrzegam cię, że jeœli zmarnujesz ludzi, to przeprowadzę skrupulatne œledztwo. To nie są twoi żołnierze, tylko imperialni, i mają pilnować spraw imperium, nie twoich”. Na tym stanęło. dziś Gold przypomniał tę umowę swojemu zastępcy. - mimo wszystko... jeœli ruszymy z Baylayem do Obszaru... - nalegał, patrząc na Daganadana. Chciał usłyszeć coœ, co go podtrzyma. Podsetnik wzruszył ramionami. - To twój przyjaciel - powiedział. - Wspieraj go, gdy żyje. Pochowaj, gdy zginie. Gold odetchnął. - oraz tak właœnie chcę wykonać. Ale to okazuje się Zły Kraj, Dag. - A to okazuje się miecz, Gold. Tylko po co ta dziewczyna? iż jego siostra? Co ci wpadło do głowy? Trzeba jest od razu samodzielnie. Szkoda na nią czasu. oszczędności. Będą kłopoty. Myœlisz, zatrzyma brata? Nie. Nic nie wskóra. W ustach Daganadana pięć słów wypowiedzianych jednym ciągiem jest prawdziwą przemową. Gold zagryzł wargi. Jego przyjaciel i zastępca uderzył w czuły punkt. - Stało się - powiedział. - Ale teraz... - Co teraz? Gold nie wiedział. - No, a co mam wykonać?! - wybuchnął. Zaraz obejrzał się nerwowo na żołnierzy. Œciszył głos: - Niepotrzebnie ją tu przywlokłem. Ale co mam teraz wykonać? Odesłać? Muszę doprowadzić do jej spotkania z bratem! w inny sposób ona odda mnie w ręce urzędników Trybunału Imperialnego i wiesz, co ze mną będzie? - A mimo wszystko trzeba ją odesłać. Tylko że teraz to nie te proste. - Co masz na myœli? - Nic. Gold zirytował się. - powtarzaj, o co chodzi! Jeœli dodatkowo my dwaj zaczniemy robić do siebie tajemnicze miny... - Otóż to. Rbal i jego dziesiątka. Spójrz za siebie. Gold obejrzał się, na pozór mimochodem. Między luŸno jadącymi żołnierzami dostrzegł zwartą, trzyosobową grupkę. - Co z owego? - Co z czego? - zapytał Daganadan. - Ile czasu minęło, odkąd kazałeœ wysunąć awangardę i ubezpieczyć tył? Rbal był zdyscyplinowany. To był gorący łeb, awanturnik. Ale korzystny żołnierz. A teraz? Owinęła go sobie dookoła palca. W ciągu kilku dni. Gold zamyœlił się. Podsetnik mógł posiadać rację. Jemu też nie dość podobało się, że Dartanka robi słodkie oczy do jednego z funkcyjnych. Ale jak miał zareagować? - Co mam wykonać? Przegonić rywala? - zapytał sarkastycznie. Daganadan nie zrozumiał ironii. Zawsze był wielkim wrogiem pań, tak w szeregach legii imperialnych, jak i wcale. Niczego o nich nie wiedział ani przyswoić nie chciał. - Była sama - rzekł. - Potem dwoje. dziś okazuje się ich troje, Gold. Jeœli żołnierz nie słucha dowódcy, to Ÿle. Ale gdy zamiast dowódcy słucha obcego, to dość Ÿle. To dość Ÿle, Gold. - Mówisz poważnie? Czego się obawiasz? - Wyznacz jedną lub dwie trójki, ale nie z dziesiątki Rbala. Niech eskortują ją do Dartanu.